Tytuł: Jerzy od Lenina z dziurą w bucie
Głowa albo pięta, leżący, siusiający à la fontanna – propozycje mnożą się za każdym razem, gdy ktoś zaczepnie „rzuci” temat na grupie Nowohucianie. Lenin trochę nasz a trochę obcy, czy powróci do Nowej Huty? Lenin - atrakcja turystyczna, złota kura, odmieni nasz los, przyniesie ożywienie dzielnicy, spowoduje napływ młodych. Lenin jako maskota, magnesik na lodówkę, breloczek, pocztówka trójwymiarowa z przenikającymi się obrazkami aleja róż bez Lenina i z… Nie, nie, nie - piszą inni i zapowiadają, że chcą ściągnąć płytki z dziurawego piaskowca, którymi miasto wyłożyło plac „po Leninie” na pocz. XXI w. – Pomnik całkiem popsuł układ urbanistyczny, chcemy to naprawić, niech wrócą róże – komentują. Są też wyznawcy eksperymentów z przestrzenią, ci z kolei wyśmiewają sentymentalne powroty i głoszą pochwałę nowoczesności. Ale co konkretnie – nie wiadomo.
W muzeum
W blasku fleszy fotoreporterów szef krakowskiego oddziału IPN przekazał drobnej pani dyrektor pudełko po bombkach ze szczątkami „prawej tylnej nogi”. Tyle pozostało z 7 tonowego kolosa – resztę kupił za 100 tys. koron szwedzkich milioner Big Bengt Erlandsson w 1992 roku. Ofiarowanie fragmentu urwanej nogi z pomnika Lenina miało być gwoździem programu dnia otwartego w Muzeum PRL-u. Do „Światowida” przyszli nowohucianie, z ciekawości, z chęci powąchania starego kurzu w schronie i pooglądania bajek z projektora. Wśród zaciekawionych nowopowstałą placówką był autor jedynego na świecie zdjęcia pokazującego zniszczenia po nieudanej próbie wysadzenia pomnika. Jakoś nikt się nie przejął autorem, nie ochał i achał, a dr Lasota na pytanie czy chciałby poznać historię powstania fotografii, bez większego zainteresowania poprosił o przesłanie wspomnień. Jerzy Karnasiewicz zadanie domowe odrobił, spisał godzina po godzinie, dzień po dniu po kolei, połączył fakty z emocjami, dołożył szpiegowskich elementów. I co z tego? Nic!
O Leninie, jego stopie, 30 głowach od Wajdy i innych eksponatach od mieszkańców, szybko słuch zaginął. Media od czasu do czasu donosiły o przepychankach, o tym, że jedni mają taką wizję, drudzy inną – ostatecznie Kraków przejął placówkę a Warszawa wszystkie zbiory. Rozgoryczenie, złość, wściekłość i powracające jak bumerang pytanie: czy zwrócą nasze pamiątki?
W filmie
Jakieś pięć lat od transakcji intratnej dla kupującego albowiem Szwed zapłacił za pomnik 100 tys. koron szwedzkich - tyle co za złom – dziś to nieco ponad 40 tysięcy złotych, a więc tyle co impreza plenerowa, choć na „Wianki” nie wystarczy, zrobiło się głośno o Leninie. Na Krakowskim Festiwalu Filmowym w głównym konkursie został pokazany film dokumentalny. W jednym z kadrów „Lenin z Krakowa” ekscentryczny milioner z dumą chwalił się, że dolepił mu papierosa i przekuł ucho, żeby mu założyć kolczyk. Chcesz obejrzeć pomnik – musisz kupić bilet. W dokumencie Jerzego Ridana i Jerzego Kowyni obok rzeźbiarza Mariana Koniecznego, wystąpił człowiek który próbował wysadzić pomnik - Andrzej Szewczuwaniec, działacz NSZZ "Solidarność ’80". Posadzony bardzo blisko kamery opowiadał ze szczegółami i sprawiał wrażenie bardzo wiarygodnego…..tyle, że jak wiemy SB w 1979 r. szybko zakończyła dochodzenie, bo za moment miała na głowie inny „problem” – przyjazd Jana Pawła II do Krakowa. Ujawnienie bohatera – zamachowca nie było na rękę. Dopiero po przedawnieniu sprawy, do podłożenia ładunków przyznał się Andrzej Sz. a po projekcji filmu jeszcze ośmiu innych mężczyzn, każdy z nich bardzo drobiazgowo opowiadał reżyserom w jaki sposób zaplanował zamach na Lenina.
W albumie
Na fali zainteresowania tematem Jerzy Karnasiewicz postanowił wypromować swoje zdjęcie wykonane konspiracyjnie wspólnie z zaufanym kolegą Andrzejem Mamulem w kilka godzin po zamachu. Ale życie rodzinne zwyciężyło i Lenin musiał poczekać aż córka Zosia podrośnie. W końcu Jerzy napisał scenariusz albumu, po czym przekonał kilku sponsorów, uzyskał zgodę geografki społecznej i ekonomicznej z Wielkiej Brytanii dr Alison Steninng do opublikowania jej pracy „Życie w przestrzeniach (post)socjalizmu: przypadek Nowej Huty”, zaproponował żonie opracowanie Vademecum, przygotował portfolio ze swojego dorobku, wybrał materiał z archiwum rodziny Oganezow i Tatarynowiczów – Władysław był zasłużonym dla Nowej Huty inżynierem, prywatnie miłośnikiem kajakowania, poprosił artystkę Kasię Słysz-Urbanowicz o zaprojektowanie okładki. Ze zgromadzonymi tekstami i zdjęciami pobiegł do wydawnictwa Towarzystwa Słowaków w Polsce, żeby wydrukować pierwszy barwny album o Nowej Hucie. Zaprzyjaźniony z rodziną geolog inż. Karol Dzierwa podsunął tytuł: „Nowa Huta. Okruchy życia i meandry historii” – i tak poszło do druku.
W albumie słynne zdjęcie, które wykonał w konspiracji z udziałem kolegi pod „obstrzałem” kilkudziesięciu funkcjonariuszy SB w cywilu, w strachu o życie i zdrowie zestawił z balladą „O próbie wysadzenia pomnika Lenina” Ryszarda Tylmana poety, eseisty, tłumacza mieszkającego w Vancouver.
Reżyser Jerzy Ridan kiedy dowiedział się o albumie, natychmiast zadzwonił do autora z pytaniem: Jak panu się udało zrobić zdjęcie? Przecież służby bezpieczeństwa ogłaszały się w mediach podszywając się za zagraniczne agencje i oferowały bardzo intratne honorarium za publikację zdjęć, w rzeczywistości nie chodziło im o opublikowanie ale o to, by przejąć materiał fotograficzny i sprawę schować pod dywan aby świat przynajmniej jego cześć socjalistyczna nie dowiedziała się o próbie wysadzenia pomnika Lenina. Od tego zdania zaczęła się znajomość reżysera i fotografa, która zaowocowała wspólnymi działaniami przy projektach fotograficzno-filmowych, takich jak: „Człowiek i Wisła. Gruczno”, „Bedeker Gruczeński” i „Moje Gruczno – Portret Mieszkańców”.
Na negatywie
Zdjęcie uszkodzonego Lenina zanim ujrzało światło dzienne w albumie i na wystawie przeleżało 24 lata skrzętnie schowane przed ubecją, Jerzy obiecał sobie, że nie da się torturować na przesłuchaniach, wystarczył mu incydent w areszcie w Chiersoniu w 1975 r.
Z trudem wytrzymując 8 godzin pracy a trzeba wiedzieć, że do Biura Technicznego B1 na Wydziale Walcowni Zimnej Blach na kombinacie zaglądali technolodzy, kreślarze, robotnicy, a każdy komentował, relacjonował, że już trudno było odróżnić co jest fikcją a co prawdą, bo jedni twierdzili że urwało głowę Leninowi, inni że rozerwało go na pół, a jeszcze inni przekonywali z podnieceniem, że po pomniku pozostał głęboki lej.
Powrót z pracy w tramwaju nr „4” wyglądał zabawnie bo wszyscy zajmowali miejsca po prawej stronie a w okolicach pl. Centralnego „4” lekko przechyliła się w stronę pomnika z wiadomych powodów no i większość była zawiedzona, gdyż trzypiętrowy odlew dalej stał. Jerzy zrozumiał, że jednak coś mu zrobili, skoro od pasa w dół był przysłonięty parawanem a cały plac i „aleje dochodzące zaciągnięte były kolorem milicyjnych mundurów, jak burzowe niebo”.
Żeby przedostać się w osiedle Centrum C musiał przechytrzyć milicjanta, który stał w bramie tuż za sklepem papierniczym i legitymował każdego kto wchodził i wychodził, „skanował” wszystkich. Jerzy udał, że wraca z zakupów, w transparentnej siatce miał butelkę mleka, bochenek pszennego chleba i szarą torbę papierową na jajka – w niej przemycony aparat fotograficzny. Milicjant zajęty legitymowaniem małżeństwa przepuścił Jerzego a ten bez podejrzeń dotarł do bloku nr 2 mieszkania 84. Na 4 piętrze mieszkał Andrzej Mamul, z młodszym bratem Jackiem i rodzicami. Z Andrzejem kumplowali się od podstawówki, dzielili zainteresowania, grali w piłkarzyki, oglądali mecze mistrzostw świata, chodził do kina i razem trochę amatorsko filmowali na taśmie 8 mm – kamerą Łada.
Po latach na potrzeby telewizji Katowice, Jerzy znalazł się ponownie na tym samym balkonie, z którego stojąc za plecami wielkiego jak Alfred Kałuziński Andrzeja z długimi włosami wykonał jedyne na świecie zdjęcie swoją własną Prakticą VLC 2 – ten aparat w listopadzie 1978 r. kosztował Jerzego 14 tys. 200 zł co stanowiło równoważność jego pensji na kombinacie za okres 9 miesięcy.
Na banerze
Lenin ten, któremu urwało trochę nogę, ten, któremu w sposób prawie niemożliwy Jerzy zrobił zdjęcie, ten wydrukowany przez Słowaków w albumie dzięki mecenasowi Elektrociepłowni Kraków S.A. (wykupionej wkrótce przez Francuzów), trafił w 2008 r. na Ukrainę. Przywieźli go polscy konsulowie z Charkowa niczym arras w specjalnej tubie zrolowany z papieżem i hutnikami z kombinatu – łącznie 200 kg fotografii wydrukowanych na banerze. W ślad za wystawą pojechał do Kramatorska Jerzy Karnasiewicz z rodziną
– W Nowej Hucie macie jeden kombinat - my mamy największy na Ukrainie zakład maszyn NKMZ, kombinat metalurgiczny KMZ, maszynowy i metalurgiczny zakład KGMZ, zakład ciężkich maszyn KZTS, zakład maszyn SKMZ, kombinat azbestowo-cementowy KCSZK i inne, w sumie 20 wielkich zakładów – wyliczała Tatiana Kuśmir, w drodze z dworca na Bielankę, gdzie wybudowała z mężem dom, w którym zamieszkali na kilka dni goście z Polski.
Konsul dr Seroczyński najpierw obiecał wystawę potomkom Polaków w Kramatorsku w 140-lecie powstania przemysłowej metropolii. Trzeciego dnia po otwarciu „Polska i Polacy na przełomie wieków” na cokole pomnika Lenina, który w porównaniu z kroczącym Leninem z Nowej Huty był karykaturą idącej postaci - jedna jego noga był podparta, co wyglądało jak gdyby miał na sobie but ortopedyczny, co nie przeszkadzało nowożeńcom w fotografowaniu się i wznoszeniu toastu, i na tym cokole wypisano białą farbą imię legendarnego Beatlesa – Lenona (przez jedno n). I tak Lenin stał się na kilka dni Lenonem. „Kram Prawda” podała, że sprawców nie ujęto.
Po Kramatorsku posypały się zaproszenia do Doniecka, Ługańska, Charkowa i jeszcze ośmiu innych miast. W jednym z wpisów do księgi pamiątkowej student skomentował: To niesłychane, że w 1979 r. w Polsce ktoś się odważył na zamach na pomnik.
Za to w Doniecku w Muzeum Krajoznawczym dyrekcja zapowiedziała, że nie pokaże publicznie uszkodzonego Lenina. No i nie pokazała. Dla równowagi Jerzy spełnił misję rodzinną i dotarł do archiwum ukraińskiej służby bezpieczeństwa by po 30 latach poszukiwań odczytać oskarżenie i wyrok wydany wiosną 1938 r. na Dymitra Richerta. Brat matki był z zawodu mechanikiem precyzyjnym, z zamiłowania fotografem. Kiedy został aresztowany przez NKWD miał w swoim mieszkaniu w Kramatorsku 6 aparatów fotograficznych i mnóstwo fotografii…”zasądzono” karę śmierci.
Jerzy Karnasiewicz zorganizował 16 spotkań ze stowarzyszeniami polskimi, 17 spotkań z członkami ukraińskich klubów fotograficznych i Związku Fotografików Artystów Ukrainy, rozdał 44 egzemplarze albumu o Nowej Hucie do bibliotek, muzeów, stowarzyszeń polonijnych. Łącznie ukazało się 75 artykułów w prasie polskiej i ukraińskiej oraz 98 artykułów w Internecie. Kierownicy Placówek w Okręgach Konsularnych RP – Charkowskim, Łuckim, Winnickim, Kijowskim zorganizowali prezentacje wystawy w prestiżowych miejscach wystawienniczych w ramach m.in. jubileuszu 85-lecia polskiej misji dyplomatycznej w Charkowie, X i XII Dni Polskiej Kultury, otwarcia nowopowstałego Konsulatu RP w Winnicy, Polskiej Prezydencji w Radzie UE, Obchodów 100-lecia odzyskania niepodległości przez Polskę.
Lenin po całym tym tourne wrócił w 2019 r. do Krakowa, gdzie być może doczeka się prezentacji w Muzeum Nowej Huty. Oby.
A jeśli nie, to prędzej czy później podzieli los innych zdjęć banerowych i zamieni się (we fragmentach) w torby. Dziewczyny z nowohuckiego startupu mają na niego chrapkę. - Potniemy, głowę zamienimy w kulę ziemską albo statek kosmiczny – skonfigurujemy w nieoczywistą torbę – zapowiada Gosia. -Torby wystawimy na aukcję bo chcemy otworzyć pierwszą w Nowej Hucie pracownię recyklingową, to jeden z pomysłów na ożywienie dzielnicy.
Małgorzata Szymczyk-Karnasiewicz, pisze projekty, obsługuje social media, fotografuje, z sąsiadami maluje murale na Centrum D - osiedle z pomysłami, opiekuje się wieszakiem z Wymianą Ciepła na Willowym 29, wierzy w moc partycypacji społecznej.