Byłam dziwnie spokojna, po tym, jak konsul Andrzej Zawistowski przyjechał do Krakowa, poczęstował się sernikiem na zimno, zapakował naszą 300 kilogramową wystawę i pojechał na Ukrainę, byłam też spokojna, kiedy na granicy polsko-ukraińskiej w pociągu relacji Kraków- Kijów, zapytani przez celnika co przewozimy, odpowiedzieliśmy: córkę, pomijając milczeniem wielki bagaż, w którym przewoziliśmy świeżo wydrukowane w Drukarnia Leyko (i dostarczone prosto do pociągu) 200 egzemplarzy katalogu do wystawy!!! Na dworcu w Kijowie rzucaliśmy się w oczy z tą ilością przeróżnego bagażu a torba z katalogami ciążyła nam niewyobrażalnie. Na dalszą część podróży bilety zostały kupione przez konsulat – musieliśmy tylko odnaleźć się z kierowcą konsularnym – co graniczyło z cudem, gdyż przyjechaliśmy na inny peron a my nie mieliśmy telefonu komórkowego. Czas do odjazdu naszego pociągu do Kramatorska spędziliśmy goszcząc się w Instytucie Polskim w Kijowie dzięki uprzejmości pana dyrektora Jerzy Onuch (pan dyrektor łapał się za głowę słysząc o szczegółach naszej eskapady). Na miejscu od początku nasz pobyt, wystawa i działania wzbudziły olbrzymie zainteresowanie mediów, jak się okazało po raz pierwszy miasto w swojej 140. letniej historii gościło polską wystawę.

 Konferencja prasowa w Muzeum Artystycznym Urzędu Miejskiego w Kramatorsku - 2008 r., Fot. Małgorzata Szymczyk-Karnasiewicz

Na długo przed wyjazdem udaliśmy się na rozmowy do Stowarzyszenia „Wspólnota Polska”. I byliśmy wielce oburzeni tym, iż ówczesny prezes oddziału krakowskiego skwitował: "Po co tam jedziecie? Przecież tam nie ma Polaków". Nas to nie powstrzymało. Bez dotacji, bez grantu za to przy wsparciu rodziny i znajomych ruszyliśmy z pracami: wielkoformatowe wydruki przygotowała Agencja Reklamowa Novum (ileż zawiłości technicznych musieliśmy rozwiązać z Arturem Koziołem!) a zdjęcia w formatach wystawienniczych oprawiło Studio 906 (wielkie podziękowania dla Artur Zych). Na miejscu, 1500 km od Krakowa, okazało się, że rozmawiamy po polsku, śpiewamy po polsku, modlimy się po polsku, w szkole dzieci uczą się języka polskiego a Towarzystwo Kultury Polskiej w Kramatorsku ma założycielkę rodem z Wejherowa.

 http://www.karnasiewiczstudio.pl/…/Z%20Wejherowa%20na___%20…

 W siedzibie Towarzystwa Kultury Polskiej w Kramatorsku - 2008 r., Fot. Jerzy Karnasiewicz

Od Kramatorska to się zaczęło. Gdzie na spotkaniu w Klubie "Juris" mieliśmy okazję pokazać nasze albumy i poznać znanych i utytułowanych fotografików ukraińskich. I tak było w każdym z miast. Łącznie poprowadziliśmy 17 spotkań. Dmitry Alimkin podziękował nam za inspirację do fotografowania miasta przez pryzmat jego mieszkańców, Vladimir Leliuk zaprosił nas do swojej foto - szkoły, Andrej Avdeenko gościł nas w swoim charkowskim studio, gdzie poznaliśmy też Vladymyr Bysov. W Równem, po wielu latach dzięki naszej inicjatywie, doszło do spotkania dawnych członków "spiłki": Sergey Buslenko, Edward Khitry. Szalenie ważne były te spotkania z fotografikami, członkami ukraińskich klubów fotograficznych i Związku Artystów Fotografików Ukrainy i młodzieży z „Fotokoła” przy Wojewódzkim Pałacu Młodzieży w Charkowie. Młodzież wyraziła chęć odbycia kolejnych spotkań z nami, a nawet niektórzy chcieliby przyjechać do Polski i uczyć się u nas fotografii. Każdy z uczestników otrzymał przygotowany przez nas folder. W części były to spotkania poświęcone zagadnieniom historii polskiej fotografii. Opowiadaliśmy również o naszych projektach, szczegółowo przedstawiając wybrany projekt oraz zaprezentowaliśmy autorskie albumy. W drugiej części poszczególni fotograficy zaprezentowali swoje prace. Dało to obu stronom możliwość zaznajomienia się ze współczesną fotografią polską i ukraińską.

 W Fotoklubie JURIS w Kramatorsku- 2008 r., Fot. Jerzy Karnasiewicz

44 egzemplarze. Tyle naszych albumów przekazaliśmy bibliotekom miejskim i naukowym, muzeom artystycznym i historycznym, stowarzyszeniom polonijnym i klubom fotograficznym. Skąd pomysł, by w każdym z ukraińskich miast pozostawić po sobie taki ślad? Po pierwsze w gościnę nie przyjeżdża się z pustymi rękoma - a jako fotograficy, autorzy albumów - przywoziliśmy właśnie takie podarki. A było dla kogo, bo nawet na dalekim wschodzie Ukrainy, dzięki staraniom Senatu polskiego, można uczyć się języka polskiego i robią to, ci, którzy czują się Polakami w trzecim, czwarty pokoleniu (w charkowskim okręgu konsularnym 15 tys. osób przyznaje się do polskiego pochodzenia, 800 osób uznaje j. polski jako język ojczysty ), jak Marina Gorbacz, która na studiach zaczęła uczyć się języka polskiego, czy Mila Grinakovskaya, której prababcia i babcia były Polkami oraz ci, którzy z Polską nie mają nic wspólnego, jednak darzą nas sympatią, jak Тетяна Кушнір - ma smykałkę do języków, lubi historię i tak zaczęła się jej przygoda z Polską - od 2008 do 2013 r. korespondowałyśmy do siebie co tydzień - mam jej relacje z oblężonego Kramatorska:

Fragment listu z dnia 25.09.2014 r. „3 maja w Kramatorsk zaszły BTR-y Ukraiński, uwolnili lotnisko. Pod BTR-y phały się ludzi i dzieci – „popierały uwolnicieli Donbasu”(t.zn.separatów). 6 BTR-ow zdobyły separaci przez to, że młodzi żołnierze Ukraiński nie mogły kobiet i dzieci odpiędzic od BTR-ow. Ale jeden z żołnierzy schwitał granat i mówil, że sam się wysadzi i ich takoże. Tuż uciekły, 4 BTR-y proszły do lotniska i wypędziły stąd separatów, rozebrały barykady wokoł. Ojciec wtedy był już w agonii, zadzwoniłam do sióstrzeńca i syna, żeby przyszły pożegnać się z dziadkiem. A sama patrzyłam z balkonu, separaci uciekały po naszej ulicy do wyjazdy z miasta. Bity wyrzucały wprost pod choinki w parku, odpinały wstężki georgijówski abo i kurtki zdejmowały. Widziałam, jak jeden separat stał wprost na drogie, samochód, co jechał wgórze po Parkowej zatrzymał się, z- pod choinek wybiegły jeszcze 5 separatów, usiadły się do samochodu, samochód pojechał w odwrotnym kierunku. Ale na tym wtedy i skończyło się. Separaty w nocy ponowiły barykady, przez całą noc było słychać lajkę i grzmot. To ciągły wszystko, co trafią, na barykady. Ale ja i tak nie mogłam spać – ojciec zmarł w nocy. Milicja nie przyjechała, bo bały się separatów. Milicijanci – bały się, nie do wiary, ale tak było! O 6.00 jutro już pryjechały. Pogrzeb tata odbył się skromnie, nie chciał kierowca samochódu pogrzebowego jechać do domu (naszego), żeby sąsiedzi pożegnały tata, wyjechaliśmy wprost od morgu do cmętarzu. Lida z Doniecku nie zmogła wyjechać – nie pracował transport żaden”.

W Głównej Bibliotece Miejskiej im. M. Gorkiego w Kramatorsku - 2008 r,, Fot. Małgorzata Szymczyk-Karnasiewicz

Wyjeżdżaliśmy z albumami i wracaliśmy z… książkami i to tak rzadkimi, że w samej Ukrainie trudno je zdobyć, jak chociażby "Charków i kino" z 2004 r. oraz "Charków kinematograficzny" z 2007 r. – dwa ostatnie autorskie egzemplarze z autografem Włodzimierz Misławski największego znawcy kina i filmu na Ukrainie leżą u nas na półce obok "Fotografowie charkowskiej guberni 1851-1917" - 1000 fotografii 250 fotografów (nazwiska i zdjęcia 200 fotografów po raz pierwszy zostały opublikowane) – wydawnictwo jest owocem tytanicznej pracy redakcyjnej Michała Żura, Adrzeja Paramonowa, Arkadiusza Chilkowskiego i Sergieja Gołoty - kierownika projektów charkowskiego wydawnictwa SAGA, uwaga: album waży 1860 g i kosztuje 500 hrywien!

Włodzimierz Misławski z kinem zetknął się za sprawą mamy, pracownicy urzędu kontroli kinematografii, która nadzorowała, wszystko, co wyświetlano w kinach w Charkowie, on zarabiał przewożąc szpule filmowe między kinami. Non stop oglądał filmy. Przez jakiś czas był nawet kinooperatorem. Wyświetlał filmy dla dygnitarzy partyjnych w zamienionym na kino kościele. Kiedy tę świątynię oddano katolikom wspólnie z ks. Jerzym Zimińskim zorganizował przegląd filmów pod nazwą "Sacrum w filmie". Włodzimierz któregoś razu w Parku Junności, a może raczej w Parku Artioma, zetknął się z Michałem Żurem, który podobnie, jak on był stałym bywalcem giełdy staroci i tak jak on buszował między straganami w poszukiwaniu fotografii. Kiedy już okazało się, że kolekcjonują fotografie tego samego autora, postanowili pracować wspólnie. Znajomość zaowocowała napisaniem biografii najlepszego portrecisty Charkowa – książkę otrzymaliśmy dzień po premierze.

Wieczorami tłumaczyliśmy strona po stronie „Alfred Fedecki poeta fotografii” i natrafiliśmy na pewne tropy, które nie zostały rozwinięte i to nas zaciekawiło i po kilkunastu miesiącach poszukiwań z tych trzech tropów dwa doprowadziły nas do sensacyjnych odkryć - dwóch tek z fotografiami Fedeckiego (jedna jest oprawiona w białą skórę i zawiera w środku 9 fotografii 22,4x16,4 cm naklejonych na karty 43x27cm) druga zielona i zawiera w środku 18 fotografii naklejonych na karty 32,6x38,9 cm zdjęcia są trochę mniejsze). Wiemy w jakich krajach europejskich są i wiemy dokładnie, gdzie są przechowywane. Mamy nadzieję, że ten tekst przeczyta jakiś majętny człowiek i sfinansuje nam podróż badawczą, pokryje koszty wydobycia i wydania reprintów tych wyjątkowych tek i w ten sposób dopiszemy kolejny rozdział o polskim fotografie.

https://www.fotopolis.pl/…/8785-charkowskie-spotkania-karna…

 W wydawnictwie SAGA - Charków 2009 r., Fot. Jerzy Karnasiewicz

Kupowali dla nas bilety kolejowe, przybiegali w środku nocy do pociągu z ciepłymi pierożkami, udostępniali swoją kawalerkę, gdy bladym świtem docieraliśmy do Lwowa autokarem Wencel Tourist, po królewsku gościli daniami kuchni ukraińskiej i tatarskiej, szukali naszych krewnych i znajomych - Gala i Nikolay - sprawiali, że każdy z naszych wojaży dobrze się zaczynał i szczęśliwie kończył. Poznałam ich w 2007 r. szukając chodzącej lalki dla Zosi, a Jurek w 1989 r. gdy poszukiwał płyt Mark Bernes, Klaudii Szulżenko, Leonida Utiosowa, Aleksandra Wertyńskiego. Ale u samych fundamentów tej wieloletniej znajomości jest krakowska dziennikarka radiowa Ewa Pietrusińska - miała więcej winyli i kaset z muzyką radziecką niż wojewódzki oddział Towarzystwo Przyjaźni Polsko-Radzieckiej

Gala, z pochodzenia Tatarka, prowadzi zajęcia w Lwowski Państwowy Instytut Sztuki Dekoracyjnej i Stosowanej im. Iwana Trusza, włada czteroma językami, Nikolay jest emerytowanym geologiem i miłośnikiem książek.
Jesteśmy im niewyobrażalnie wdzięczni za wszystko.
W niedawnej korespondencji napisali: "Zachęceni twoim przykładem podjęliśmy udane poszukiwania grobu mojego ojca a w zeszłym roku na prośbę kuzynki Gali z 
Kazań odnaleźliśmy grób jej dziadka w obwodzie Tarnopolskim".

Przed Muzeum Ukraińskiego Drukarstwa - Lwów 2007 r., Fot. Jerzy Karnasiewicz

Ze ścian Muzeum Artystycznego patrzyli na kramatorczan mieszkańcy Gniewu, Gorlic, Gruczna, Kozłowa, Niedźwiedzia, Krakowa, Świecia, konkretni ludzie ze swoimi historiami, np. Jarosław Struczyński kasztelan zamku w Gniewie, Halina Kosidowska, czterej bracia Skrzeszewscy - kominiarze, fryzjerka Regina Sądowska, kulturysta Piotr Tomasik, Mirosław Kruczkowski ze swoją sunią Korą, operator i realizator filmów dokumentalnych, właściciel TAURUS-FILM Dominik Kozioł z żoną Kingą, Witold Urbanowicz w swojej nowohuckiej pracowni, stary poczciwy strażak z Bilczyc, dziewczyna z obrazkiem Matki Boskiej Gdowskiej, poetka Barbara Urbańska, malarka samouk Barbara Beck, Marianna Łeppek najpopularniejsza kelnerka w Świeciu, i papież Jan Paweł II w Nowej Hucie. I zdarzyło się, że dwa dni po wernisażu pojawił się w Muzeum Włodzimierz Muzyka, który po zapoznaniu się z historiami bohaterów naszych zdjęć, postanowił przekazać nam swoją opowieść z intencją, abyśmy pomogli mu dopisać zakończenie. Po miesiącu intensywnych rozmów telefonicznych, pisania pism do urzędów i instytucji, przeszukiwania Biblioteki Wojewódzkiej i Internetu, daliśmy znać, że wszystko gotowe. Włodzimierz i Lili Muzyka byli zszokowani, jak to, przecież oni tyle lat szukali… Spakowali walizki, zabrali podarki, zabukowali hotel w Krakowie i wsiedli do pociągu. Trzeciego dnia od kwiaciarki w Rabce Zdroju usłyszeli: "Jak to dobrze, że nie daliśmy zlikwidować cmentarza. Jak byśmy dzisiaj przed Wami wyglądali"?

"Grób odnaleziony po 63 latach" - kliknij aby pobrać

"Bohatera wojny Włodzimierza Muzyka pamiętają na Ukrainie i w Polsce"  - kliknij aby pobrać

Włodzimierz Muzyka na cmentarzu żołnierzy radzieckich w Rabce-Zdroju - 2008 r., Fot. Jerzy Karnasiewicz

Nasz pobyt w Charkowie miał trwać tydzień – mieliśmy zapewnione zakwaterowanie w konsulacie, niespodziewanie przedłużył się do 14 dni. Była to zasługa pana Michała Żórawskiego byłego konsula generalnego w Charkowie, a wcześniej pierwszego konsula Ministra Pełnomocnego III RP w Moskwie, i konsula w Kaliningradzie (przyczynił się m.in. do odnalezienia grobów polskich oficerów w Miednoje, a także ustalenia miejsc pochówku przywódców Polski Podziemnej, na Cmentarzu Dońskim w Moskwie, dowódcy AK gen. Leopolda Okulickiego). Z Panem konsulem poznaliśmy się na herbacie w Krakowie. Był wtedy na dyplomatycznej emeryturze i realizował swoją pasję – narciarstwo i właśnie na nartach w polskich Tatrach poznał Żenię i Oleksiya. Wymienili się adresami a po niespełna miesiącu my pojawiliśmy się u nich. Przyjęli nas z wielką serdecznością a przede wszystkim pomogli nam zrealizować wielkie pragnienie – pobyt w Piatichatkach. Był mroźny, śnieżny czwartek 26 lutego 2009 r. Nikogo oprócz nas. Dopiero po jakimś czasie pojawiło się troje starszych ludzi. Widok i atmosfera przygnębiająca. Trudna do zniesienia. Jerzy z emocji nie załadował filmu do swojego Canona T90. Zorientował się po dłuższej chwili. W 1940 roku pogrzebano tu m.in. ofiary zbrodni katyńskiej – 3739 oficerów Wojska Polskiego, jeńców wojennych z obozu w Starobielsku. Zamordowano ich strzałem w tył głowy w więzieniu Obwodowego Zarządu NKWD w Charkowie. Jedną z ofiar tej zbrodni był Jakub Wajda, reżyser dopiero w 2008 roku nawiedził to okropne miejsce. A my mijaliśmy je dwa razy dziennie na trasie Konsulat Generalny RP – Charkowskie Muzeum Artystyczne.

Na Cmentarzu Ofiar Totalitaryzmu w Charkowie spoczywa 4302 oficerów Wojska Polskiego i polskich cywili zamordowanych w 1940 przez NKWD,  a także około 2000 radzieckich Ukraińców, Rosjan i Żydów zamordowanych przez NKWD w latach 1937-1938, Fot. Jerzy Karnasiewicz